Podróże w świecie Metra #1

5.09.2018 Odwieczne podróże! Motyw drogi! Chyba największy fundament serii Metro i całego postapo. Od popularnej książki (i filmowej adaptacji) pt. „Droga”, przez Fallouty, Stalkery, Walking Dead i wiele innych. Czy można się bez tego obyć? Bez żadnego problemu. Jednakże większość książek Uniwersum Metro w jakiś sposób inkorporuje motyw drogi, dlatego w nadchodzącej serii artykułów się nim dokładnie zajmiemy.

Temat pierwszy:
Jak oryginalne Metro 2033 zniekształca nasze postrzeganie następnych podróży i odysei w zniszczonym metrowym świecie.

Pewna grupa metrowych czytelników sięgająca po Uniwersum Metro 2033 oczekuje od serii tego samego poziomu, a nawet narracji w stylu oryginalnego Metra 2033. I gdy ich wyobrażenia nie zostają spełnione, często pojawiają się pytania a nawet krytyka: jak to możliwe, że tak łatwo bohaterowie się przemieszczają? Artem ledwie przechodził ze stacji na stację, a tutaj pokonują takie dystanse! Świat Metra jest przecież bardziej tajemniczy i niebezpieczny niż to jest przedstawione w tej książce! I tak dalej, z nawet bardziej skrajnym nacechowaniem pewnych opinii.

W tym momencie warto przyjrzeć się samej konstrukcji Metra 2033, jaką Głuchowski przyjął, bowiem świat Metra jedno, a przygoda Artema drugie. Obalmy więc na początek najbardziej powszechny mit. Domniemanie jakoby jakiekolwiek podróżowanie, nawet na małe dystanse, oznaczało wielkie ryzyko i niebezpieczeństwa.

1) Artem, a trzeba to powiedzieć wprost, jest zielony, po prostu zieloniutki jak mała dziewczynka. Nie umie walczyć, nie umie podróżować, za dużo nie wie – mimo iż od 20 lat jest mieszkańcem podziemnego świata. Odpowiedź na pytanie, czemu akurat takiego bohatera wybrał nasz autor, jest banalna. Czytelnik bardzo łatwo może utożsamiać się z zasiedziałym w jednym miejscu i młodym bohaterem. W końcu to razem z nim odkrywa cały świat przedstawiony. A czy nie na tym właśnie Metro 2033 bazuje? Na pokazaniu nowego świata, odkrywania każdego miejsca w iście dziewiczy sposób, jeżeli nawet odwiedzamy zwykłe stacje, na których od 20 lat żyją ludzie, dzień w dzień, gdzie szara codzienność dobija ich monotonią.

Niestety takie podejście stwarza dość mocny problem. Jakiekolwiek zdarzenie z którym Artem się zetnie – będzie dla niego czymś niezwykłym, zjawiskowym, nowym. W końcu nie ma żadnej wprawy, prawie żadnych informacji. Wpływ na narrację jest oczywisty – ciągle czujemy, jakoby było niebezpiecznie, że w każdej chwili można zginąć, że coś na nas może wyskoczyć. Jedna wielka tajemnica i niewiadoma. W skrócie: Metro pełne jest niebezpiecznych pułapek i zagrożeń. W tym momencie powinniśmy zdać sobie sprawę, że sytuacja tak wygląda tylko z perspektywy Artema, a nie każdego mieszkańca metra, i niekoniecznie jest to obiektywny obraz metra w 2033 roku.

By zobaczyć dobitnie, jak to wygląda z drugiej strony, wystarczy spojrzeć na głównego bohatera Wędrowca – Siergieja Minimalnego. Jest on stalkerem. Ma dużą wiedzę o mutantach, anomaliach i problemach 33 roku. Wie, jakie są frakcje w metrze, jakie mają z sobą relacje, gdzie można się przemieszczać, a gdzie jest to absolutnie zakazane. Nie zastanawia się nad wszystkim tak długo, jak Artem – pewne rzeczy dla niego po prostu istnieją i są oczywiste. Trzeba by zaznaczyć, że takie podejście dla mieszkańców Metra jest bardziej naturalne. Rzecz jasna, jeżeli weźmiemy pod uwagę tych, których egzystencja nie opiera się na wegetacji, ale przecież właśnie takie ponadprzeciętne jednostki są zazwyczaj bohaterami książek. W końcu 20 lat w hermetycznych środowisku – ciężko byłoby uwierzyć w całkowity brak przepływu informacji i formowania się lokalnych szlaków handlowych. Gdy jednak usuniemy tę otoczkę tajemnicy, i założymy poprawnie, że stacje centralne zachowały cywilizację i względne bezpieczeństwo: na pewno nie mamy tego samego dreszczyku emocji.

2) Wizja ogromnego zagrożenia na każdym kroku jest jeszcze bardziej uwypuklona przez trasę, którą Artem wybrał – albo która została mu nadana przez pisarza. Załóżmy jednak, że Artem ma możliwość przejścia do Polis przez stacje Hanzy. Po dostaniu się na prospekt Mira wystarczyłoby przejść parę stacji po Okrężnej na Kijewską, stamtąd przez Konfederację Arbacką do Polis i jesteśmy w domu. Nie ma żadnej przygody! Żadnych niebezpieczeństw! Żadnych niezwykłych zdarzeń. Jest za to odmienne wyobrażenie. Że tranzyt bez groźby śmierci jest możliwy.

Ponownie możemy odwołać się do Wędrowca, gdy Minimalny tworzył sobie w głowie trasę z Tulskiej do Polis. A wyglądała ona mniej więcej tak: prosto przez stacje Hanzy do Polis, po drodze idąc przez Konfederację Arbacką albo Linię Czerwoną. Doświadczona osoba w metrowym życiu nie dość, że zna lokalną topografię, to jeszcze wie, jak zaplanować najbardziej bezpieczne warianty podróży. A że Siergiej nie jest podrostkiem jak Artem, ba, jest doświadczonym stalkerem, to sprawa wygląda odmiennie. Z narracji Wędrowca wiemy, że podróż ostatecznie poszła innym szlakiem, lecz świat nie wydaje się już tak zamknięty, skoro można po bezpiecznej trasie dojść od małej stacji na wybrzeżu, jak WOGN, do samego centrum, bez podejmowania ryzyka na porządku dziennym.

Wróćmy jednak do Artema. Trasa, którą podążył, nie jest po prostu jakąś tam ścieżką drugiej kategorii. Były to miejsca zasadniczo unikane. Nie tylko przez handlarzy i szarych mieszkańców metra, ale też stalkerów czy specjalistów. A to wywraca nam sytuacje do góry nogami. Na każdym bowiem przejściu, przy każdym zjawisku, każdym spotkaniu z ludźmi – działo się coś wielce ryzykownego, czego przecież bardzo łatwo można było uniknąć. Chociażby nie wpakowując się w miejsce, o którym inni bohaterowie mówili w bardzo strachliwy sposób, wspominając, jak to giną tam całe karawany w bliżej nieokreślony sposób.

Tutaj warto zaznaczyć, że motyw od zera do bohatera jest bardzo popularny w młodzieżowej literaturze, a taką niebywale Metro 2033 było, zresztą, sam wiek Głuchowskiego podczas pisania Metra wiele nam tłumaczy. Jednakże, gdy spojrzymy na książki z serii Uniwersum Metro 2033 – to na szczęście (albo nie?) takich bohaterów już mamy jak na lekarstwo. Gdy trzeba podróżować – mamy najlepszego z najlepszych z lokalnej społeczności. Gdy trzeba walczyć – widzimy walkę z oczu żołnierza. Nie dostajemy szarych mieszkańców metr (i nie tylko), którzy w mniej wyjaśniony sposób wychodzą z każdego starcia żywi albo zwycięscy. Stąd możemy mieć wrażenie – że jest jakoś tak łatwo? Inaczej? Więcej akcji, a mniej umęczenia rosyjskiej duszy?

Zatem, gdzie jest prawda?

Prawda leży gdzieś pośrodku. Na pewno tam, gdzie cywilizacja została zachowana, a zwłaszcza przyjazne kontakty międzyfrakcyjne – przechodzić od miejsca do miejsca bez problemu można. Im bardziej od takich miejsc się bohater oddala albo im bardziej wchodzi w miejsca, przed którymi każdy przestrzega – tym większa szansa na śmierć. Ale czy w takim świecie ludzie braliby na siebie jakiekolwiek ryzyko? Bardzo wątpliwe. Chociaż czasami, gdy fach (handlowanie, stalkerstwo) albo sytuacja (np. ratowanie świata, heh) tego wymaga, i takie ryzyko się podejmuje. Stąd następująca puenta. Gdy ktoś bardzo chce podróżować od jednego zakątka zorganizowanej ludzkości do drugiej, relatywnie bliskiej do tej poprzedniej, to może, i nawet prawdopodobnie mu się uda. I niekoniecznie jego losy będą nadawały się do napisania książki.

Czemu jednak ludzie na ogół nie podróżują (wyłączając handel & stalkerstwo), o tym w następnym artykule. Wszystko jednak można sprowadzić do wcześniejszego założenia: 20 lat po wojnie atomowej nikt nie chciałby podejmować dodatkowego ryzyka. A to trzeba zaznaczyć wprost: jakakolwiek podróż od jednej frakcji do drugiej – na pewno jest ogromnym zwielokrotnieniem ryzyka, w porównaniu do zwykłego życia w bezpiecznym miejscu. Stąd – mało kto podróżuje. Po prostu nie warto.

KOMENTARZE:

Dodaj komentarz